Umieranie na długim czasie

Na początku było jajko.
Potem ciepło pierza ckliwością dziobu rozłupało wapienna skorupę zamkniętego świata, aby zatrzymać punkt w którym dźwięk rozbijany stanowi radość nowego życia.

Dzień mój w okularach usiadł na szklanym brzegu szklanki od Ewy.
Alfabetycznie poukładany w taką ciszę, że nawet przezroczyste kwiaty odważnie pachną, choć tak naprawdę wszystkie już umierają.
Niewymierne serce jakby wyciśnięte. Fusy i herbata.
Zmęczony jestem.
Między ruchem palca, a pukaniem w parapet odszukuję głębszego sensu.
Jest wiatr.
Tłoczony w pejzaż na skrzydłach odmrożonych łabędzi.
Starałem się sięgnąć w głębię.
Tylko wtedy widzę jak mewy rozdziobują kulisty kształt chmury narosły formą naftowych przemian. Rozmazanie rysuje się na śladach w piasku. Wyrzeźbiona w kamieniu historia śnieżnego grzebienia piany. Umieram cicho, niemal bezgłośnie.

♫ ♪ Roo Panes – Lullaby Love