Miłego zwiedzania, nie niszczyć

W wymyślonym dialogu.

Janina była raczej prostej budowy. Dwie nogi, dwie ręce, dwa cycki, ciemny wąs pod nosem. Biały fartuch utytłany przyprawami wycieranymi doń mocno opinający jej potężne dupsko, zapach czosnku z pyska i tłusty lok przyklejony do czoła. Rozbieżny zez, który sprawiał że ciężko było skupić się na rozmowie z nią. Janina pracowała w kuchni, tłustymi łapami nakładała ziemniaki mamrocząc pod wąsem niezrozumiałe obelgi w stronę tych bogu ducha winnych ziemniaków w emaliowanym garze. Świńskie palce przyobleczone w tanie pierścionki kupione na odpuście układały te najbardziej niesforne na talerzu. Janina w tych kuchennych oparach i w tym zaśniedziałym staniku przyklejonym pod fartuchem do ciała czekała na wielką miłość. Czekała cierpliwie, mrużąc zezowate oczy za każdy razem gdy widziała tego nowego, co warzywa przywoził. Jakby tym zmrużeniem próbowała całą jego uwagę zgarnąć i zeza zniwelować. I stać się w jego oczach bardziej jakąś Alexis z Dynastii w powłóczystej, cekinowej sukni niż tylko spoconą Janiną w za małym fartuchu. Bo Janina była raczej prostej budowy…