Złożony proces porannego powstawania z ciepłych pierzyn prywatnych alkowych nie ma miejsca – to już nie te czasy, żeby zrywać się o 6 rano i lecieć na łeb i szyję i z krzywo uczesanym włosiem na głowie, który przy ściągniętej czapce w samochodzie i tak przybiera kształt bliżej nieokreślony (albo określony, ale spuśćmy kurtynę milczenia)… Zatem z domu wychodzę o ósmej z minutami… prawie o dziewiątej, która swoją niewyraźnością jest i tak chyba bliżej jedenastej. W plecaku prócz Nikodema, jest też kubek-obiektyw wypełniony zieloną breją, którą ostatnio się odżywiam w ramach szeroko pojętego zdrowego stylu życia… czy zwał jak zwał.
Jedziemy przed siebie… Towarzysz współfotografujący i ja. Jest chłodny, styczniowy poranek – jeden z takich poranków jakie ja osobiście bardzo lubię… Jeden z takich, gdzie chłodne powietrze próbuje wcisnąć się w jakąkolwiek szparę w kurtce i z racji takiej niemożliwości sprawia, iż masz przeczucie że ten dzień będzie wypełniony dobrem. Nie wiem jak to działa, bo nie analizuję i pozwalam sobie być po prostu nieświadomym odbiorcą. Dobro objawia się w najróżniejszy sposób – najpiękniejsze jest dobro fotograficzne, którego czasami nie jestem w stanie pojąć, bo działa na zwykłej i prostej zasadzie „spotykasz człowieka…”. Spotykasz człowieka, któremu wydaje się wszystko. Z tego wszystkiego najzabawniejsze jest to, że spotkanemu człowiekowi wydaje się, że znasz wszystkich jego kolegów z pobliskich miejscowości, więc dlatego opowiada Ci co u nich słychać, który ostatnio najwięcej spożywa alkoholu i jeszcze żebyś nie miał wątpliwości rzuca nazwiskami, żebyś mógł sobie wizualizować (gdybyś jednak jakimś cudem nie kojarzył kto jest kim). I spotkany człowiek jest jeszcze na tyle miły, że oprowadza Cię po tym pałacu, do którego przyjechałeś i który fotografujesz gdzieś między potokiem słów nieznajomego, który w co trzecim zdaniu mówi, że w pałacu pomieszkuje Kowalski, który teraz poszedł na obiad do kogoś. I, że dach. Że dach ewidentnie trzeba natentychmiast zrobić, bo dłużej pałac tak nie postoi. I, że pewnie gmina sprzeda, za strasznie ogromne miliony, bo to zabytek i zrobią hotel, w którym najsampierw trzeba dach zrobić, bo dłużej pałac tak nie postoi… A pan fotograf? Tak. Fotograf z Gdyni…
A zrobi mi Pan zdjęcie?
Ludzi portretować kocham. Ludzi, których spotykam po raz pierwszy w życiu i fotografuję takich trochę duchowo nagich przed moim obiektywem i nie popsutych instagramowymi filtrami, które w tym wypadku występują bardziej jako symbol socjalnego narcyzmu – kocham pasjami.(Nie będąc hipokrytą – sam używam tej aplikacji;P) Pytanie nieznajomego sprawia, że pałac jest mniej ważny i spada na drugi plan – to nic, że dobre światło wyłoniło się zza pobliskiego chmurzyska i budynek wygląda dzięki temu niesamowicie… Że właśnie niebieskość nieba łeb wychyliła nieśmiało… Najważniejszy jest człowiek…
Sam pałacyk jest pałacykiem bardzo uroczym – kolumna umiejscowiona od frontu nadaje takiego charakteru rodem z filmów o rodzinie Adamsów, podobne odczucia mam patrząc na zewnętrzne, drewniane żaluzje – dużo mroczniej mogłoby stać się tuż po zachodzie słońca… dramatyczne niebo na długim czasie naświetlania i stroboskopie pochodzenia wewnętrznego nie są chyba złym pomysłem na kolejne odwiedziny tego miejsca…?
Pokoje pałacu fotogeniczne sposobem jaki bardzo lubię (zdjęcia większe po kliknięciu)
Miejsce niesamowite, czy można poznać dokładniejszą lokalizację??
A ja proszę pana znam ten dom od dzieciństwa, chłopak chory psychicznie ,tato nie żyje, mama z podobnym problemem dożywa starości u córki. Przykro patrzeć ,ale proszę mi wierzyć ,że ten dom miał duszę!!! a widział pan te freski na ścianach? no cóż ,choroba psychiczna połączona z alkoholową robi takie właśnie spustoszenie i nie tylko w budynku!!!
PIOTROWSKI, masz jakiś dar, że ludzie otwierają się na Ciebie i chcą żebyś ich fotografował ;) To chyba ta Twoja przesympatyczność tak na nich działa. Zdjęcia pałacu, choć piękne, tajemnicze, znikają przy tych z CZŁOWIEKIEM.
Ja nie wiem co to moje, naprawdę…przysięgam. Nawet jeśli sympatyczność, jak mówisz… niech trwa ten stan, bo bardzo lubię spotykać takich ludzi i ich fotografować :)
I pomyśleć że eksplorując już ponad 5 lat można odkryć jeszcze takie perełki na pomorzu.Mroźny dzień dwa Nikony dwa różne spojrzenia.Świetna robota Piotrze !!!
Czuję, że Dagmara maczała palce w tym jakże ogarniętym i spójnie brzmiącym komentarzu :P ;) Dzięki! :)
nie, ja sam :)
To dosyć niesamowite – choć tak mogło być, bo właśnie odkryłem brak kilku przecinków ;)
Ah, das weeeeeeiiiiiii (wÃÃäää䤤ääjjj gesprochen) wäre so viel eleganter (kicher)…Nei wirklich, diese wei wei wei wei wei wei wei wei wei wei – Kaskaden, die haben doch eine verrutschte Reisnudeln unterm Pony. OK, ich entspanne mich. Kein Problem.
Yeah, that’s the tiekct, sir or ma’am
Zettt teşekkürler canım.Cincim beğenmene cok sevindim. Güzel proje oldu.Duygucum benimde niyetim var ama biraz tembelim.Love and smile çok teşekkürler :)
Köszönöm!VÃvódtam a magok miatt, de egyrészt alig maradt volna uborka, a másik ha Ãgy kicsavarom, akkor megvan az az állag amit szeretnék. A mentát kedvelem, csak a család szerint úgy túl fogkrém Ãzű.