„W ruinach mogę spędzać po kilka godzin” – powiedziałem.
A Ty patrzysz łzawo i prawie krzyczysz, żeby trochę czasu w Twoim życiu spędzić.
(…) O betonowych klocach z których ułożone ściany mają na sobie twarze różne, złowieszcze. Mówię.
A potem idąc w stronę tej stacji benzynowej (gdzie czekacie często, schowani w trawie) doświadczam deszczu na przymkniętych powiekach, łopoczące skrzydła ptaków w mojej głowie i senność półnagą, przykrytą tanim prześcieradłem.
Makabra jest. I nie wiem skąd się bierze, popołudniowe zawijanie w kłębek rodzi chęci na ciepłe herbaty piętrzące się w brązowej szafce, posłodzone trzcinowym cukrem i pomieszane srebrnymi łyżeczkami (jedną łyżeczką wszak tak nie artystycznie).
Tłumaczę sobie zapachy rozproszone w nocne powietrze, z tymi palcami w kieszeni dotykam ust świata w wyobraźni i szepczę, żeby nigdy się nie skończył.
„W ruinach mogę spędzać po kilka godzin” – powiedziałem.