Ona mówi, że bałagan z twojej głowy przelewa mi się do ucha, a powietrze wydostaje się czerwonym kominem gardła w stronę pomarańczy na niebie i nie paruje w pary. Tylko w niezależne jednostki fikcyjne. Matki Boskie, albo wcale nie matki. Konkubinaty ciszy i lepkości palców brudnych niebieską farbą jutra. Nie oddychaj, tak bardzo nikt Ci nie każe.