Urodził się pomysł. Na balkonie, w asyście dogorywających w pełnym słońcu kwiatów i oparach dymu papierosowego. Podlany kilka butelkami wina rodził się zdecydowanie łatwo, przyjemnie i zupełnie jakby po prostu wyskoczył z głowy, rozsiadł się zmaterializowany na prl’owskim fotelu i krzyczał roześmiany „zrealizuj mnie!”.
Alicja w Krainie Czarów? Czemu nie!?
W pewnej aplikacji, w której kupujesz i sprzedajesz w stylowej społeczności, zamawiam pomarańczową marynarkę dla Kapelusznika. Ale to zdecydowanie za mało! Zamawiam też kilka sukienek i innych pierdół niezwykle potrzebnych na ten plener fotograficzny. Ręczne lusterko, etażerki na stół, cylinder, kolorową bibułę, karty do gry i tryliard guzików. Które przez następne 3 dni pieczołowicie przyszywam do wspomnianej marynarki klnąc pod nosem po cichu, że zamówiłem ich za mało.
Zapraszam na część pierwszą gdzie z radością przedstawiam Kapelusznika, Alicję i trochę stołu przy którym herbaciano biesiadowali wszyscy zaproszeni ..
Stół jest mistrzowski!
Tort bez pieczenia – zrobiony ze znalezionej na śmietniku wełny mineralnej, z której wycinam umiejętnie okręgi udające biszkopt. Całość traktuję paćką z mąki, wody i drodży oraz kolorowymi spray’ami i na końcu sosem malinowym. I choć wygląda dosyć apetycznie to jeść tego nie polecam. W podobny sposób robię też pseudoserniczek wykończony fioletową farbą i rodzynkami ;)