Ten dzień miał wyglądać trochę inaczej, ale bywa tak, że nie zawsze jest tak jak sobie to zaplanowaliśmy – ba! czasami jest nawet lepiej ! ;)
Najpierw powstała wersja, że Sławek, Iza, Ania i ja spod nowoczesnych orłowskich centrów handlowych udamy się w stronę jesiennych mórz bałtyckich.
W drugiej wersji, którą musieliśmy przyjąć ze Sławkiem bez mrugnięcia okiem, Izie zjechali się goście „wszystkoświętowi” i musiała ich ugaszczać, a Ania tuż po zaspaniu na nasze spotkanie, w zaciszu własnej domowej łazienki walczyła z ogólnym wkurwieniem na świat i opakowaniem podpasek ze skrzydełkami ;)
Całkiem spontanicznie Sławomir K. rzucił hasło w stylu „blablabla opuszczone blabla” – i już samo słowo „opuszczone” sprawiło, że moja twarz wykrzywiła się w przeszerokim uśmiechu. Na początku pełni siły i energii wszelkie miejskie góry obsypane domkami jednorodzinnymi po bokach pokonywaliśmy z przysłowiowym palcem tu i ówdzie.
Ale zanim o docelowym miejscu i wyznaniu uczucia Chwilowej Nienawiści dla Sławomira K. kilka zdjęć z przypadkowo spotkanej chatki, która okzała się kolejnym miejscem bezdomnych. Tym razem nawet z bezdomnym w roli głównej, śpiącym pod brudnym prześcieradłem. Projekt „Bezdomność” powolutku rośnie.
Sławomir K. to na codzień ogarnięty człowiek, którego orientacja w terenie w skali od jeden do dziesięciu wynosi zero ;)
Dlaczego? Stoimy więc sobie na krawędzi jakiegoś grabówkowo-chylońskiego osiedla, na polno-leśnym skrzyżowaniu i wspomniany Sławomir K. przekonany o wyższości swojej pamięci nad moją pamięcią (przecież sprawdził google earth przed wyjściem z domu!) włazi w lewą leśną ściężkę. I tym oto sposobem błądzimy trochę przez najbliższe dwie godziny, spotykając dziwnych „leśnych” ludzi, którzy na pytanie o opuszczoną jednostką wojskową albo, patrząc nieobecnym wzrokiem w korony drzew, mówią, że nie mają pojęcia albo kierują nas na czterystostopniowe schody, na końcu których okazuje się, że owszem jest jednostka, ale nawet w najmniejszym stopniu nie jest jednostką opuszczoną. Jestem pewny, że Sławkowi jeszcze nikt tyle razy w ciągu jednego dnia nie wyznał „nienawidzę Cię!”. Taki ostatni wysiłek fizyczny pamiętam z czasów przedszkola, bo potem to się oszczędzałem ;)
Kiedy w końcu okazało się, że w pukncie wyjściowym trzeba było pójść w prawo i przejść kilkadziesiąt metrów (powtórzę:kilkadziesiąt metrów!), żeby znaleźć się na miejscu – z wywieszonymi jęzorami i prawie czołgając się na czworaka ze zmęczenia w końcu znaleźliśmy. Widok tych wszystkich budynków zrekompensował nam te ciągnące się pod górę godziny.
Były węzeł łączności dowództwa Marynarki Wojennej, nazywany ogólnie opuszczoną jednostką wojskową. W pierwszym dyptyku rzeczony Sławomir K. – oficjalny sponsor mojej okrutnej zadyszki powstałej na skutek wdrapywania się na leśne wzgórza , moje płuca też Cię znienawidziły ;)
Wszystko dzięki Sławkowi właśnie, dlatego też obiecałem sobie, że wcale kolegi nie zablokuję na gg i facebook’u w akcie zemsty za ten dwugodzinny, okupiony litrami potu, „spacerek” po lesie. Niech Ci będzie wybaczone ! ;)
Było bardzo pozytywnie !
Wypraszam sobie!
Po pierwsze zaspałam, bo pracowałam do godziny 24:15!
A po drugie proszę napisać, że bez skrzydełek. Jakieś takie wygodniejsze. ;D
:***
Zabiłaś mnie ! :D
O nie! Reanimować? ;D
zaczynając- płuca to nie lubią akurat ciebie, za to że karmisz je dymem tytoniowym który wszyscy kochamy- i chuj.. po drugie to te zdjecia są jakieś takie grzeczne..nie wiem..
a po trzecie, to pianinko- nie powiem, bo wyjebane w kosmos :D
No widzisz …:D
Naglądałaś się moich niegrzecznych portretów i stagnację odczuwasz? :D
a i owszem:D
matko i córko. a obejrzeć to z uwagą to ja mam problem. ale zauważyłam, fotografio artsyrtyczna, piotroskii papierowy, że Ty lubisz takie wyprawy. i to nie raz, nie dwa! jedna (a może niejedna?) to była z Pigułą? nie wiem, nie pamiętam :D tak tylko chciałam się pomądrzyć :D
Wymądrzyłaś się poprawnie – lubię to, bardzo lubię takie tripy :]
w ogóle uwielbiam takie wyprawy :) a jak jest jeszcze do tego wyborowa ekipa to już jest bajer :)
aaaa kurde taki dzień mnie ominął! nosz chyba się ugryzę w … nos! zdjęcia rewelacja :) następnym razem wywalę gości i nie odpuszczę takiej wyprawy!
:) lubisz też hasać po lesie ? ;)
Oj żałuj, żałuj :)
i jesien pomiedzy tym wszytskim..
:)
a mnie wzruszyły te malunki na ścianach. ta wiosna, ten statek. to mi dopiero przybliżyło sens.
Cieszę się :)
po pierwsze to: takie czarnobiałe zdjęcie z zakurzonymi szklankami na parapecie mnie zmiażdżyło i je kocham.
po drugie: w takich opuszczonych niebezpiecznych miejscach zawsze mam ochotę na ..cóż, nie tylko zdjęcia, że tak to ujmę :D
po trzecie: jest takie zdjęcie z beżowym (białym?) odwróconym fotelem. już widzę na nim całą sesję zdjęciową, z fajką koniecznie.
ależ przyjemności sprawił mi ten wpis!
Że na co masz ochotę, przepraszam? :D Tak to napisałaś i mi się przypomniała historia pewnej dziewczyny, która po zejściu do swojej piwnicy wpadała w jakiś „fetyszystyczny” amok i lizała ściany w tej piwnicy z tego podniecenia :D Także błagam Cię – nie przerażaj mnie :D :D :D :*
hahahahaha! :D moja kumpela pozwoliła sobie jedynie na lizanie ścian… i okien w autobusie, ale to tylko dlatego, że kanary poprosiły ją o bilet, które nie miała ;>
I wylizała w ten sposób brak mandatu? :D
oraz etykietkę „zjebany psychol” ;>
Szerzej w te historię może nie wnikajmy ;)
dlaczego? boisz się? ;>
Nie chciałbym jeszcze bardziej sobie psychy wykrzywiać :) ;)
iamfolje gdzie twój blog ?
Piterze oglądam te foty i mnie ciarki przechodzą na samą myśl, że to samo pewnie czeka JW na moim końcu świata…
Myślisz? Może nie będzie tak źle, skoro Twój koniec świata żyje tym wszystkim i tak łatwo chyba nie odpuszczą :)
To był bardzo ciekawy, choć oblany hektolitrami potu, dzień. I nie prawdą jest iż to tylko i wyłącznie moja wina :). Były chwile zgrozy i braku wiary w to, że znajdziemy długo oczekiwany cel.Ale na szczęście się udało.Oby więcej takich dni.
O widzisz .. A ja zapomniałem wspomnieć o chwilach zgrozy i braku wiary, i tych wszystkich myślach samobójczych jakie nas nachodziły w środku lasu z dala od cywilizacji :D :P ;)