Stokroć

Halina przebierze się za rosyjską Swietłanę w białych kozaczkach i do pracy na stopa będzie jeździła – wszak owy zakład, w którym pełni funkcję koordynatorki projektów małoważnych stoi tuż przy obwodnicy, więc w drodze to jeszcze zarobi na mało czystym, a nawet brudnym, a przy tym jeszcze umiejętnym wpychaniu sobie do rozchylonych ust różnych takich tam. Finezyjnie można krzywą nóżkę, na wpół niedogoloną patrząc od kolana poniżej, wybebszyć spod taniej spódnicy z tesco i równie finezyjnie mrużąc oczy od wiatru i uśmiechając się szeroko, nawet subtelnie zionąc brakiem zębowej jedynki można mruczeć do siebie piosenki o wielkiej miłości. W torbie Halina będzie miała paczkę gum do żucia, kilka dni po terminie, bo podobno wtedy najdłużej smak trzyma w gębie i machać tą torebką będzie – machać i muchy odstraszać, bo przecież dopiero co włosy perfumowała wodą toaletową.
Halina będzie półetatową kurewką, obwodnicową szmatą którą mijająca w lśniącym i wypucowanym samochodzie rodzina z uśmiechem na wybotoksowanych ustach nazywać będzie „tą panią co na autobus się spóźniła” – bo dzieci pytają, luksusowo usadowione w drogich fotelikach na sześć zapieć i z pozłacanym zagłówkiem.
A Halina będzie miała to w dupie.